ICH TROJE W AUCIE. NIE LICZĄC MAŁPY
Takie zaskoczenia to ja lubię. Po „Popiołach” Alvaro Ortiza nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. Tymczasem album jest pierwszym dużym zaskoczeniem „in plus” w tym roku.
„Trójka przyjaciół, którzy od prawie pięciu lat się nie widzieli, kłóci się w aucie. Przed nimi siedem dni drogi i jeszcze wiele kilometrów do nieznanego miejsca oznaczonego na mapie. To główne elementy opowieści, ale są jeszcze kłamstwa, śmierć, dryblasy w kowbojskich kapeluszach, marynarz i jego córka, pożary no i małpa.” Oraz - na dokładkę - muzyka zespołu Pixies, którą dobrze jest sobie zaserwować w trakcie lektury.
Ta trójka to Polly, Moho i Piter. Bohaterowie do cna przesiąknięci prozą życia. Polly - pracującą w knajpie miłośniczkę filmów klasy B - wychowywała matka-alkoholiczka. Moho - skory do bójek zakapior od dziecka, właściciel wspomnianej małpy Andresa - ma za sobą nie do końca udany epizod w dziennikarskim światku. Piter - człowiek z nadwagą, który - by wyjść z obżarstwa - robi zdjęcia posiłkom (szczegół, że później je i tak zjada). Spotykają się po latach, by wyruszyć do miejsca zaznaczonego na mapie znakiem "X". A - jest jeszcze czwarty. Hector. Jedzie z nimi w puzderku jako... prochy. Jako tytułowe popioły. Trójka spotyka się po latach, by spełnić ostatnie życzenie dawnego kompana. Ruszyć w siedmiodniową podróż, w czasie której będą mogli wspominać, kłócić się, debatować, pakować w kłopoty. Jak dawniej, gdy stanowili silną ekipę.
Obraz siedmiu dni podróży przeplatany jest z retrospekcjami z życia bohaterów. Ktoś zaczyna wątek, otwiera się jakaś klapka w głowie i... Poszło! Jest okazja do wspomnień i kilku obrazków z przeszłości. Nie brak w fabule też gwałtownych zwrotów akcji, dziejących się w czasie teraźniejszym. Nagle okazuje się, że Polly, Moho i Piter mają ogon w postaci kolesi o wyglądzie brodaczy z ZZ-Top. Nagle zostają wkręceni w półświatek handlarzy dragami. Nagle też trup się ścieli (autor dodatkowo wzbogaca fabułę fragmentami książki poświęconej… kremacji czytanej przez jednego z bohaterów). Nie jest to więc li tylko sentymentalna podróż, ale wyprawa godna filmu drogi. Komiks Ortiza - jego tempo, zastosowane patenty, bohaterów - porównać można do filmowych kreacji właśnie. "Popioły" mają w sobie ducha obrazów Roberta Rodrigueza i Quentina Tarantino. To ten sam typ narracji, gdzie nie można być pewnym co wydarzy się w kolejnym ujęciu - a w tym przypadku na kolejnej planszy.
Rytm komiksowi nadaje charakterystyczne dla Ortiza budowanie planszy. Bazą są niewielkie, kwadratowe kadry łączone - gdy autor chce, by czytelnik "zawiesił" na czymś oko - w ramki podwójne i poczwórne. Charakterystyczna jest także kreska i monochromatyczna kolorystyka. Paletę barw Ortiza tworzą zgniłe brązy, zielenie, czerwienie, żółcie czy szarości.
„Popioły” to drugi komiks tego autora na naszym rynku, po absurdalno-horrorowym albumiku „Murderabilia”. Kto go czytał, wie czego spodziewać się po autorze. Kto nie – a lubi Rodrigueza czy Tarantino – niech da „Popiołom” szansę.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
02.04.2021, 23:33 |