WSZYSTKO JEST ILUZJĄ
„Zatarte wspomnienia” to najlepszy z dotychczasowych komiksowych tomów „Wiedźmina” wyprodukowanych przez CD Projekt i Dark Horse. W końcu czuć w nim w pełni klimat, do jakiego w swoich opowiadaniach przyzwyczaił nas Andrzej Sapkowski. To ogromna zasługa Bartosza Sztybira, który odpowiedzialny jest za scenariusz piątego już wiedźmińskiego cyklu.
W „Zatartych wspomnieniach” (w Stanach Zjednoczonych ukazały się jako czterozeszytowa seria, my dostajemy całość w jednym tomie) Sztybor wysyła wiedźmina do Barżewa. Miasta, w którym burmistrzyni Izbel musi pozbyć się problemu znikających młodych chłopaków. Stać mają za tym mglaki. Nadchodzące znienacka truposze, które upodobały sobie właśnie dzieciaki. Geralt, który jest w lekkim finansowym dołku, oczywiście bierze zlecenie na zabijanie potworów. Sęk jednak w tym, że to nie mglaki są sprawcami, ale za znikaniem dzieciaków stoi znacznie szerszy – pełen iluzji - spisek czarodzieja Wawrzyna, w który wplątani są ludzie z najwyższych stołków w mieście.
Fabuła Sztybora „siedzi” w świecie Sapkowskiego doskonale. Mamy jak w opowiadaniach – punkt wyjścia, wejście w zlecenie i konkretną robotę do odwalenia. A że po drodze coś idzie nie tak, coś wymyka się spod kontroli, to też przecież wiedźmińska tradycja. Po to jednak są kłopoty, by można było z nich się wykaraskać. I wrócić do punktu wyjścia, już z pełną sakiewką. To też wiedźmińska tradycja.
W „Zatartych wspomnieniach” robotę robi klimat. To już zasługa nie tylko Sztybora, ale też duetu od rysunków. Amad Mir – wspierany przez kolorystkę Hamidrezę Sheykh – gładko weszli w wiedźmiński mrok. W średniowieczne miasta, zabudowę, stroje. Stworzyli plansze, w których jest coś z gotyckich drzeworytów. Bohaterowie są „ociosani”, cienie rozłożone, budowle oddane z pietyzmem, a kolor nałożony z monochromatycznej palety rozbitej krwią.
Sztyborowe „Zatarte wspomnienia” wyprowadzają w końcu „Wiedźmina” na komiksową prostą. Po czterech wcześniejszych cyklach – „Dom ze szkła”, „Dzieci lisicy”, „Klątwa kruków” i „Córka płomienia” – scenarzysta podnosi poziom fabuły o kilka szczebli. Podobnie jak ekipa od rysunków. Dlatego – nie powiem – cieszy zapowiedź, że Sztybor na dłużej zostanie przy pisaniu kolejnych fabułek. Oby tylko udało się do ich przenoszenia na rysunki dobrać ekipę równie dobrą, jak ta z omawianego albumu.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
04.07.2021, 00:36 |