ZABAWA W WOJNĘ
Wariacją na temat dziecięcych zabaw jest albumik „Selwa!!!”. Jego autorem jest Filipe Abranches. Rysownik, którego innemu komiksowi – „Historii Lizbony” – przyglądaliśmy się w ostatnich dniach na naszych łamach.
„Historia Lizbony” nafaszerowana była faktami, datami i postaciami. „Selwa!!!” to inny kaliber komiksu – jakby nie patrzeć – w pewien sposób historycznego. Z tym, że to specyficzna historia. Tworzona na bieżąco, w głowie bawiącego się żołnierzykami i modelami samolotów do sklejania. To historia niby wojenna. Kojarzy się z walkami na Dalekim Wschodzie. Ale jednocześnie to historia pełna absurdu i niespodziewanych zwrotów akcji. Takich, jakie jest w stanie sobie wymyślić umysł dzieciaka sięgającego po zabawki.
„Selwa!!!” to komiksowa pulpa. To zeszyt, który z jednej strony jest akcyjniakiem. Z drugiej jednak – co podkreśla autor – jest swoistym hołdem jaki chciał złożyć dziecięcym zabawom, komiksom jakimi zaczytywał się w młodości i… swoim rodzicom, który mu te komiksy kupowali w trakcie wakacji na plaży.
Ale Abranches przemyca w swej pracy kilka prawd. „Ktoś nami steruje… Odgórnie. Jesteśmy tylko pionkami” w ustach żołnierzyków? Równie dobrze mogliby to samo powiedzieć żołnierze będący często marionetkami w rękach apodyktycznych przywódców. Absurd przerysowanej fabuły pokazuje bezsens wojen. Pokazuje idiotyczne sytuacje z jakimi muszą sobie radzić ci, którzy niby walczą o lepszy świat. I pod tym względem komiks Abranchesa jest uniwersalny.
Uwagę zwraca też warstwa graficzna. Pełna ekspresji, dokumentująca absurdalność miejsca i czasu, w jakim znaleźli się zabawkowi bohaterowie. Utrzymana w trzech kolorach – czerni, bieli i niebieskiego wykorzystywanego do „produkcji” rastrów. No i to też warstwa, w której ponoć – że znów zacytuję autora – pojawiają się kadry „zrabowane” z francusko-belgijskiego komiksu „Buck Danny”. Choć oczywiście przerobione na abranchesową stylistykę.
Jak wspomniałem „Selwa!!!” ukazuje się w Polsce równolegle z „Historią Lizbony”. Porównując je – pierwszy album jest lżejszy, bardziej odjechany, mniej hermetyczny. Dlatego jeśli ktoś chce sprawdzić, czy podejdzie mu w ogóle twórczość Filipe Abranchesa, niech przygodę z jego komiksami zacznie raczej od albumiku „Selwa!!!”.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
28.09.2021, 21:42 |