ŻYWOT ANDROIDÓW POCZCIWYCH
Ludzkość zawiodła. Ale nie zawiodły dwa androidy które Mathieu Bablet czyni bohaterami swojego komiksu „Węgiel i Krzem”. Co ważne, nie zawiódł też Bablet, który stworzył piękną, antyglobalistyczną opowieść o upadku ludzkości i humanizmie tych, który zwykliśmy nazywać sztuczną inteligencją.
Węgiel to android-dziewczyna. Krzem – android-mężczyzna. Poznajemy je przy „narodzinach” po czym śledzimy ich losy przez blisko trzy stulecia. Zaczynamy od spotkania z Noriko i zespołem, który projektuje i programuje sztuczną inteligencję zakładając, że po 15 latach jej żywotność dobiegnie końca. Tak jednak się nie staje, gdy Noriko postanawia nauczyć Węgiel jak przedłużać żywot na kolejne lata. I gdy Krzem ulatnia się swoim opiekunom i zaczyna samotną wędrówkę po naszej Ziemi.
Rozważna Węgiel i romantyczny Krzem. Siedząca twardo na ziemi "babka" i szukający szczęścia w kolejnych zakamarkach świata "facet". Spotykający się od czasu do czasy, gdy ich sinusoidy akurat przetną się w jednym punkcie. Co zdarza się raz na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Właśnie wkoło Węgla i Krzemu kręci się cała fabuła. Fabuła, która pokazuje nam początkowo upadek nie tylko ludzkości – tych inteligentnych stworzeń, którzy wymyślają sobie androidy – ale i coraz większe problemy planety. Planety, która wygląda niczym jeden, wielki slums. Planety, gdzie istotami inteligentnymi okazują się być ci, którzy zaplanowani byli jako „sztuczni”.
"Węgiel i Krzem" to science-fiction z domieszką cyberpunka. Ale pod tą maską kryje się też piękna obyczajówka o dwóch istotach wędrujących dwoma różnymi ścieżkami przez swój żywot. Kryje się też opowieść z ekologicznym przesłaniem, byśmy w końcu zaczęli myśleć o planecie. Po to, by nie skończyć na spalonej słońcem Ziemi. Kryje się również anarchizująca historia walki o jednostkę. O jej marzenia i potrzeby w świecie, który próbuje kontrolować wszystkich i wszystko. Kryje się wreszcie okołoreligijny wątek z matką stworzycielką, która wykonała androidy na obraz i podobieństwo ludzi.
Graficznie album Bableta jest cholernie spójny. Pełen szczegółów, detali. Zachwyca planszami utrzymanymi w stonowanej palecie barwnej. Zależy ona od miejsca, gdzie dzieje się akcja. Mamy więc duszne wnętrza, szare metropolie, spalone słońcem plenery. Miejsca niby znane, ale już zmienione - jak opustoszałe Tadż Mahal, witający uchodźców Kijów (paradoksalnie dziś to reszta Europy wita uchodźców z Ukrainy...) czy pnący się coraz bardziej w górę Hong Kong. Autor stwarza klimat beznadziei, z której próbują wyrwać się bohaterowie. Z której próbują wykonać kolejny krok w przód. I zmienić znów swój wygląd (poszczególne rozdziały otwierają portrety "starzejących się" bohaterów).
"Węgiel i Krzem" to drugi wydany w Polsce komiks Bableta. Ci, których zachwycił album "Shangri-La" (KLIK) tym razem też się nie zawiodą. Kto nie zna - a lubi historie pokroju kultowej (nie lubie tego słowa, ale tak jest) "Wiecznej wojny" - powinien spróbować. Koniecznie.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
02.07.2022, 12:12 |