NICZYM AMERYKAŃSKIE REALIA W SURREALISTYCZNEJ OPRAWIE
Kto przegapił wydanie pierwsze może nadrobić zaległości. „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” Daniela Clowesa w końcu została wznowiona.
Po raz pierwszy na nasz rynek album Clowesa trafił w roku… 2008 – a więc chwilę po tym, gdy dostaliśmy jego „Ghost World”! Od tamtej chwili minął szmat czasu, a my zdążyliśmy poznać kolejne dokonania autora – że wspomnę albumy „Dawid Boring”, „Patience”, „Wilson” i „Miotacz śmierci”. Dla wielu czytelników „Niczym…” pozostawało albumem porównywanym do yeti. Wiadomo, że był kiedyś wydany w Polsce, lecz jego zdobycie graniczyło z cudem. Aż do jesieni roku 2022 gdy Kultura Gniewu zdecydowała się na jego wznowienie.
W moim przypadku lektura była powtórką z rozrywki. Ale powtórką, którą sobie z miłą chęcią zaserwowałem. A że po drodze przeczytałem kilka następnych dokonań Clowesa mogę sobie je porównać. Jak na ich tle wypada „Niczym…”? Po pierwsze, jest w czerni i bieli. Z kadrowaniem pokazującym często otoczenie z perspektywy bohatera. Po drugie, jest znacznie mroczniej, znacznie bajdziej odjechanie niż w późniejszych komiksach Clowesa. Co nie znaczy, że pewne elementy nie stały się później cechami, z jakich dziś Clowes jest znany (twarze, miasta, miejsca).
„Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” to film, na który w kinie porno trafia Clay Loudermilk. Frapuje go na tyle, że postanawia odnaleźć jego twórców. Kierunek wskazuje mu urzędujący w męskim kiblu kina wszechwiedzący Hindus. A dalej zaczyna się jazda. To znaczy Ameryka. Pełna porypanych policjantów, sekciarstwa, chętnych do zabicia prezydenta, podłych moteli, zapadłych dziur, pustkowi i mrocznych miejsca. Ten kraj sam w sobie jest dostarczycielem pożywki dla twórców. A jeśli ci twórcy – jak Clowes – połączą realia z chorymi wizjami, z elementami grozy (jak przewijający się przez opowieść pan Jones) oraz z frustracjami Amerykanów, powstają dzieła jak „Niczym…” właśnie. Powstają surrealistyczne produkcje, w których jawa miesza się ze snem.
Choć to akurat przygoda kończąca się happy endem. Specyficznym, odjechanym, surrealistycznym. Ale jednak happy endem :)
autor recenzji:
Mamoń
21.09.2022, 12:51 |