OGNISTE ZNISZCZENIE
Płoń, płoń, nie ma litości Dla tych, co czynią ohydę Płoń, płoń, koniec radości Gdy ognie się ślizgają po ohydy wstydzie
- KNŻ
Fajny tomik „Fire Force” to jest. Niemal już dwudziesty, za każdym razem w serii dostajemy to samo właściwie, ale czasem lepiej wykonane, czasem nieco gorzej – nigdy za to źle, podkreślam – no a teraz jest taki lepszy moment. Bo jest dramatycznie, jest szybko, jest z humorem – moje ulubione sceny z jedną z ulubionych bohaterek, czyli te jej erotyczne wpadki są jak najbardziej obecne – no i z klimatem także, a klimat to ja akurat lubię i to bardzo. Łasy na niego jestem. I chociaż to tylko bitewniak, kolejny bitewniaka rozdział, miło mi się w to weszło i w sumie chciałbym już więcej.
Walka trwa. Ofiar przybywa. Odpowiedzi też – tajemnice Adolli, robaków i misji Ewangelisty wychodzą na jaw. Dzieje się źle i na wielką skalę. Bo zagłada świata gdzieś tam czai się na horyzoncie, a jeszcze zagłada Cesarstwa Tokijskiego wydaje się być po drodze. I jak tu sobie poradzić?
No to jest tak. Jest sobie bohater a raczej garstka bohaterów, mają wrogów, wszyscy mają też moce. Są wśród nich dziewczyny, obowiązkowo tak piękne, jak oni są silni – one zresztą też – i tak seksowne, jak oni umięśnieni. I wszyscy walą się z tymi wrogami, piorą po mordach, bo stawka wysoka, a czasem od tego walenia, prania, strzelania pociskami energii, jakimś ogniem, jakimiś wybuchami, bohaterowie i bohaterki są sponiewierani, stroje się drą no i… No i możecie resztę sobie dopowiedzieć. Taki właśnie jest ten tomik. No i fajnie, bo ten schemat w „Fire Force” lubimy, mamy na niego ochotę, chcemy więcej i więcej dostajemy.
Czy ten tomik jest lepszy od ostatniego? Chyba na tym samym poziomie, ten ostatni zresztą fajny był i lepiej mi wszedł niż ten przed nim, ale bardziej mnie to ciągnie, bo mam ostatnio fazę na bitewniaki. Jak w coś gram, to gram w jedną z dragonballowych nawalanek, trochę animców z tego gatunku też sobie odświeżyłem i jeszcze nie jeden spojrzę i mang czytam sporo, bo w sumie najwięcej ich wychodzi. Więc tomik trafił w dobry czas, bo i lepiej mi się go odkrywało, i zaspokoił część mojego apetytu na takie rzeczy. No i przy okazji po prostu był udany.
Graficznie jak najbardziej też. Przywykłem do specyfiki tej serii, a może autor się nieco poprawił, ale jakoś lubię na te strony patrzeć. I lubię tu wracać. Bo przyjemnie jest, przyjemnie było tym razem i nie wątpię, że jeszcze będzie i to nie raz. Przed nami w końcu jeszcze piętnaście tomów, więc sporo obcowania ze strażakami.
|
autor recenzji:
wkp
19.12.2022, 06:08 |