RAPORT Z „DŻAKARTY”
Niby wszystko tu gra. Niby wszysto siedzi na swoich miejscach. A jednak album „1629 albo przerażająca historia rozbitków z >Dżakarty<” mnie osobiście nie porwał. Może dlatego, że liczyłem na rzecz jak wydana swego czasu „Indyjska włóczęga” KLIK?
W sumie nie wiem dlaczego. Scenarzysta – inny. Rysownik – inny. Ale tematyka podobna. Tak samo forma wydania. Większy format. Elegancka okładka ze złoceniami przypominająca stare księgi. Nastawiałem się na rzecz wyjątkową. A jest tylko poprawnie. Jest tylko dobrze. Pojawiająca się w podtytule „Dźakarta” to nazwa łajby, którą 30 listopada 1628 roku w kierunku Jawy wypływa ekipa wyekspediowana przez Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską.
I tę podróż – a dokładniej jej pierwszą część - Xavier Dorison opisał w sposób barwny, nie unikając waśni pokładowych i podpokładowych ani rozgrywek na jakie pozwalają sobie poszczególni członkowie załogi. Snuje intrygi, jednocześnie odmierzając kolejne pokonywane mile morskie. Od Holandii przez Sierra Leone w stronę Azji Południowo-Wschodniej. Jednocześnie próbując pokazać pokładową codzienność mierzoną liczbą zachorowań na tyfus, liczbą zawszonych i zmarłych….
Codzienność rysuje Timothee Montaigne (znany u nas np. z cyklu „Trzeci Testament. Juliusz” KLIK). Doskonale „łapie” klimat panujący jeszcze na lądzie, przed wypłynięciem. Doskonale odwzorowuje łajbę i to, co się na niej dzieje. Doskonale pokazuje i żeglujących, i tubylców, z którymi stykają się choćby w Sierra Leone. Ogląda się jego dokonania z przyjemnością. Dlatego też rysunki są mocniejszą stroną albumu.
Mimo tego jakoś „1629 albo przerażająca historia rozbitków z >Dżakarty<” nie przekonała mnie. Rozumiem, że to dopiero połowa opowieści, że ciag dalszy nastąpi. Po Dorrisowie – autorze genialnego „Zamku Zwierzęcego” KLIK, spodziewać można było się czegoś więcej. No chyba, że na drugą część szykuje takie rzeczy w fabule, że wyrwą z zimowych kapci, które – najwyższy czas – założyć na nogi.
Pożyjemy, zobaczymy…
autor recenzji:
Mamoń
27.11.2023, 23:06 |