„Smoła do gardła wpadła,
czarna jak gówno diabła.”
Pusty dom w samym środku lasu. Dwie nieznające się wcześniej dziewczyny., I skrywające się w gęstwinie - tej dosłownej i tej w głowie - lęki. To elementy, z których Piotr Marzec buduje swój komiks „Smoła”.
Czym jest tytułowa „smoła”? Mówiąc najprościej to wszystko, co w nas siedzi, co sprawia, że boimy się. Co zalewa nas od środka i wylewa w najmniej spodziewanym momencie prowokując do zmian. Tak jest w przypadku dwóch bohaterek komiksu. Sheila i Suzan spotykają się przez zupełny przypadek. Pierwsza z nich wsiada do przypadkowo zatrzymanego na stopa samochodu kiedy próbuje uciec od „smoły” w swoim starym miejscu. Chce dotrzeć do stojącego gdzieś w lesie, pośrodku niczego – jak można by było to określić – domu babki. By tam poukładać sobie nieco w głowie.
Druga z kolei szuka tematu na… komiks. Pakuje się w samochód i rusza po zadupiach, gdzie zamierza zaglądać do podłych moteli, podupadłych barów. I miejsc takich jak jakieś osiedla biedoty, miejsca, gdzie podobno widziano ufo oraz… Twin Peaks (serio). Między dziewczynami szybko nawiązuje się więź. Okazuje się, że opowieści Sheili mogą być dobrym pomysłem na zalążek fabuły. Na opowieść, gdzie łączą się ze sobą obyczajówka, opowieść drogi, horror. I w komiksie Marca, i w komiksie jaki powstaje na kartach komiksu. Gdzie powracają wspomnienia. Gdzie „wchodzą” wizje, fazy po zażyciu i użyciu. Gdzie „smoła” i tak dopada. W takiej czy innej postaci. Gdzie – jak w Twin Peaks – prowincja daje się we znaki.
„Smoła” to druga, pełnometrażowa produkcja Marca wydana przez Kulturę Gniewu. „Słodkie chłopaki” KLIK – gdzie autor próbował pokazaść sceny z życia załogantów pobrzmiewały nieco „Osiedlem Swoboda”. „Smoła” to już poważniejsza rzecz. Z pomysłem, dobrą fabułą - choć przez fazowanie momentami mocno zagmatwaną - i ciekawym rysunkiem z kolorem, którzy tworzy mroczny-smolny klimacik. Słowem – kolejny, ważny krok na drodze komiksowego rozwoju Marca.
autor recenzji:
Mamoń
18.11.2024, 19:09 |