Stoi za takimi animacjami jak „Jeż Jerzy” czy „Kacperiada” oraz... licznymi reklamówkami puszczanymi w polskich telewizjach. Teraz dostajemy jego komiksowy debiut. Nie jest to żaden skromny zeszycik, ale opasły tom - komiks to grubielaźna cegiełka - ubrany w czarną okładkę ze złotym, żarówkowym drucikiem. Wojciech Wawszczak zaczyna więc ciężkim kalibrem. Nie tylko z zewnątrz.
Wewnątrz proponuje podzieloną na dwadzieścia rozdziałów (plus epilog) surrealistyczną opowieść o polskiej rodzinie w modelu 2+1. Ona do czasu wypadku przy przenoszeniu zbyt ciężkiej kadzi pracuje w hucie. On też jest ofiarą. Prasowania. Zbyt ciężkie żelazko przemienia go w naleśnik. Dziecko… To właśnie tytułowy człowiek żarówka. Też ofiara wypadku. Próbuje odnaleźć się w polskich realiach: domu, blokowiska, szkoły, studiów, miejscowości babci. Jedno jest pewne. Pan Żarówka ma dar po coś. Po co? Odpowiedzi na to pytanie stara się znaleźć. Czy jest tylko po to, by stać się latarnią miejską, czy może ma coś więcej do zrobienia na tym świecie?
Wawszczak radzi sobie dobrze i z narracją (wiadomo, ma za sobą lata w animacji) i z warstwą graficzną. Utrzymuje ją w undergroundowej, typowej dla zinów oraz komiksów z drugiego obiegu kresce. By wspomnieć takie prace jak choćby dokonania Jacka Świdzińskiego czy też Krzysztofa Owedyka. Czarno-białe plansze, tworzone ostrą kreską mogą sprawiać wrażenie niedbałości. W innej formie jednak historia ta nie przeszłaby.
A tak… Mamy mocny debiut
|
autor recenzji:
Mamoń
19.05.2018, 14:10 |
ABSURDALNY UNDERGROUND
Jaki jest współczesny komiks polski, każdy chyba widzi. Owszem, obecne są w nim różnorodne trendy, jednakże to, co pozostaje najbardziej wyraziste, to minimalizm i undergroundowa stylistyka, które widoczne są w niemalże każdym dziele dla dojrzalszych odbiorców. Pan Żarówka to kolejne dzieło tego typu, brudne i oszczędne, gdy mowa o szacie graficznej, jeśli zaś chodzi o treść, prawdziwe, choć pełne absurdów i symbolicznych scen. Ciekawe, interesujące i absolutnie warte poznania, choć niewnoszące niczego nowego, w przypadku wrażeń artystycznych.
Szare miasto. Szare ulice. Szare bloki. Szara codzienność. Ludzie w ciągłym biegu z domu do pracy, z pracy do domu, niemający czasu dla siebie, dla rodziny, dla pomniejszych przyjemności. Pewien sześcioletni chłopiec żyje w takim właśnie otoczeniu. Jego ojciec, zajmujący się zawodowo prasowaniem, ulega wypadkowi. Najpierw rozprasowuje sobie nogę, potem, po awansie na nowe, bardziej wymagające stanowisko, cały wpada pod żelazko, co kończy się dla niego przemienieniem w człowieka naleśnika. Chłopiec, który marzył, by ojciec więcej czasu spędzał w domu, przekonuje się, że tata w obecnym stanie nie jest tym, czego oczekiwał. Matka, nie mogąc liczyć na pomoc męża, zabiera ze sobą syna do pracy, a tam dochodzi do tragedii. Wnętrzności chłopca zostają wypalone, a gorący metal tworzy w nim coś na kształt rusztowania z trzech drucików. Jakim cudem sześciolatek żyje, nikt nie ma pojęcia. Nikt też nie wie, że już wkrótce stanie się człowiekiem żarówką. Jednak co to będzie oznaczało dla jego bliskich, otoczenia i przede wszystkim jego samego?
Pan Żarówka to dzieło, które wydaje się być złożone z różnych popularnych elementów (mniej lub bardziej) współczesnego polskiego komiksu. Widać to już na pierwszy rzut oka, szata graficzna utrzymana jest w stylistyce, w jakiej celował przed laty magazyn Produkt, a ostatnio wykorzystuje ją wielu artystów. Poza tym absurdy fabularne, jak wielka, rozprasowana noga, z miejsca kojarzą się na przykład ze znakomitym albumem Przygody Stasia i Złej Nogi. Co ciekawe zresztą, w obu przypadkach deformacje czy to kończyn, czy całych bohaterów są co prawda jakby żywcem wyjęte ze snów lub marzeń, kryje się za nimi jednak tragiczna historia. Treść też przypomina to, co już znamy, bo w krzywym zwierciadle ukazuje naszą taką najbardziej szarą codzienność.
Ale nie poczytujcie tego wszystkiego w kategorii minusów. Pan Żarówka, komiksowy debiut Wojtka Wawszczyka, współautora m.in. kinowego Jeża Jerzego, to bardzo udana powieść graficzna. Ciekawa, klimatyczna, mająca coś do powiedzenia, nawet jeśli nie jest to nic nowego. Znajdziecie tu wiele prawdy, sporo smutku i prozy życia obleczonej w szaty surrealizmu czy może realizmu magicznego. A wszystko to podane w sposób pozbawiony dłużyzn, chociaż album sam w sobie jest imponujący grubością – 624 strony nawet przy stosunkowo niewielkim formacie robią wrażenie.
Warto też wspomnieć kilka słów o samym wydaniu, bo i to jest znakomite. Dobry papier i dbałość edytorska to standard dla Kultury Gniewu, ale warto zauważyć sam pomysł na tę publikację. Niemalże zupełnie czarna okładka, pozbawiona zbędnych ozdobników i zabarwione na czarno brzegi stron wyglądają naprawdę rewelacyjnie. Nieodfoliowany tom wygląda jak pudełko wielkości książki – aż szkoda go otwierać. Pan Żarówka znakomicie prezentuje się na półce, ale i jego lektura dostarcza równie znakomitych wrażeń. Miłośnicy współczesnego polskiego komiksu koniecznie powinni go poznać, bo po prostu jest tego wart.
|
autor recenzji:
wkp
08.05.2018, 13:38 |