Mamy tu coś nowego. To już nie Nowy Jork, a Nowy Orlean jest miastem, w którym Blacksad tropi. Tym razem nie przestępcę, a genialnego muzyka. To lata 50-te, więc ulice tego południowoamerykańskiego miasta tętnią jazzem. Zlecenie wydał Fausto Lachapelle, naczelnik więzienia i przy okazji właściciel wytwórni muzycznej. Śmiertelnie chory człowiek. Przed śmiercią chce skontaktować się z najlepszym pianistą swojej stajni: Sebastienem. Wkrótce dochodzenie zaczyna natrafiać na trupy przyjaciół zaginionego pianisty. Ktoś w jakikolwiek sposób próbuje go powstrzymać przed śpiewaniem. Okazuje się, że ten uzdolniony, staczający się na dno muzyk ma wiele do powiedzenia za pomocą muzyki i nie każdemu podobała by się ta prawda….
Szczerze mówiąc to głównym powodem, dla którego śledzę losy Blacksada, nie jest scenariusz Diza Canalesa, a rysunki Juanjo Guarnido. Jego postacie mają więcej energii i ekspresji w swoich zwierzęcych twarzach niż większość komiksowych bohaterów czy superbohaterów. Tła lokalizacji i okresu są bezbłędne. Używa akwareli zamiast czarno-białej surowości oryginalnych filmów noir, ale wynikająca z tego gra światła i cienia dodaje dramatyzmu i emocjonalnej tonacji jego paneli. Perełką są panele w restauracji pod drzewami, gdzie każdy listek rzuca cień, zbiorowe sceny karnawałowego korowodu na ulicach, wnętrza czy narkotyczne/przedśmiertne wizje Sebastiena/Blacksada.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.