Lata osiemdziesiąte... Patrząc z perspektywy czasu były to poniekąd piękne czasy. Wiem, że dla wielu osób brzmi to absurdalnie, ale dla dzieciaków urodzonych w drugiej połowie lat siedemdziesiątych nie był to bynajmniej czas stanu wojennego, pustych półek i kartek (byliśmy na to po prostu za młodzi).
Lata osiemdziesiąte to bardziej czas podwórkowych gier w noża, zabaw w "policjantów i złodziei", wypraw do budki owocowo-warzywnej na końcu bloku po ohydne, kolorowe napoje w foliowym woreczku czy w końcu pierwszych sprzętów elektronicznych. Pamiętacie emocje, jakie towarzyszyły wgrywaniu gierek na Atari? Albo pierwsze filmy na wideo oglądane ze zjechanych taśm z rynku? Teraz ten właśnie klimat lat dzieciństwa odtwarza Michał "Śledziu" Śledziński (rocznik 1978) w albumie "Na szybko spisane. 1980-1990".
Bohater tego komiksu to tak naprawdę po trochu każdy z nas: miłośnik przybyszów z Matplanety, detektyw pragnący rozwikłać zagadkę świętego Mikołaja (który nota bene zawsze przychodził w momencie, gdy ktoś z naszych bliskich odchodził od stołu), dzieciak, który z wypiekami na twarzy składał swój pierwszy zestaw klocków Lego, czy początkujący informatyk z zacięciem wpisujący do swego pierwszego kompa niezrozumiałe zupełnie formułki z nieistniejącego już dziś pisma "Bajtek".
Przez historię przemyka się momentalnie. Twórca zrezygnował z klasycznych dymków – swe dzieje opowiada nam główny bohater określany mianem "pewnego (małego) introwertycznego człowieczka". W odbiorze całości pomagają również rysunki – wyglądają jak szkice pociągnięte tylko tuszem i "doprawione" kolorem.
autor recenzji:
Mamoń
30.04.2017, 22:28
Komiksowa „autobiografia” Śledzia z lat 1980 – 1990. Historia małego chłopca wychowanego wraz z bratem jedynie przez popadającego w alkoholizm ojca, żyjącego w świecie fantazji, ale i brutalnej rzeczywistości schyłku Komuny…
Kiedy zobaczyłem, jak Śledziu narysował ten komiks, pomyślałem, że tytuł oddaje go idealnie. Kreska przypominająca dokonania KRL’a, nie dość, że jest maksymalnie uproszczona, to jeszcze w pewien sposób niedbała, ale wystarczy chwila, by przestało to mieć znaczenie a nabrało swoistego uroku i klasy. Ale nie kreska tu, a scenariusz liczy się najbardziej, a ten jest zdecydowanie najmocniejszą i najbardziej głęboką rzeczą od czasu śledziowego Osiedla Swoboda. Scenariusz prawdziwy do bólu, życiowy, tragiczny, czasem wesoły, czasem dołujący… (scena ze Zrobię orzełka (kto przeczyta, zrozumie) to absolutne arcydzieło) Po prostu wielki.
A kto ceni sobie takie wartości w jakiejkolwiek formie wyrazu, niech z pierwszym tomem zapozna się koniecznie. I gdyby tylko rysunki były lepsze, tak, jak np. w OS, nazwałbym ten komiks arcydziełem.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.