autor recenzji:
wkp
17.02.2020, 06:44 |
NIEZWYKŁE SĄ TE PODRÓŻE
Jakieś stworki, niecodzienne zdarzenia, zoomorficzny bohater. Pozbawione słów„Podróże Franka” to – wystarczy spojrzeć na okładkę - komiks zwariowany. W tym szaleństwie jest jednak metoda.
Bohater komiksu Jima Woodringa to jeszcze jeden „zwierzęcy” bohater w komiksowie. Można by rzec – „ni pies, ni wydra, na kształt świdra”. Jedną nogą stojący w świecie Walta Disneya. Drugą w komiksowym undergroundzie. Jedną nogą tkwiący w popkulturze. Drugą w świecie sztuki. Bo choć wydaje się, że „Podróże Franka” to komiks rozrywkowy, to jednocześnie przesiąknięty jest nawiązaniami do kultury wysokiej, do sztuki z jaką stykamy się wędrując przez najlepsze muzea świata.
Czternaście podróży naszego bohatera to nie tylko wędrówki w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale też podróże w głąb siebie. Podróże wszak nie muszą być dosłowne. Mogą to być przejścia do innych światów, doznania estetyczne, ale też zmiany stanów umysłu i ciała. Istne przemiany. Niczym u Franza Kafki. Czy za sprawą środków psychoaktywnych. Poszukajmy tych tropów. „Podróże Franka” to bowiem komiks przesiąknięty… Sztuką. Pełno w nim odniesień do światowego malarstwa. Przecież tajemnicze stworki – latające, drepczące, skaczące i pływające - wyjęte są z obrazów Hieronima Boscha. Dżentelwieprz to przecież też bohater średniowiecznych obrazów, które miały oddziaływać na zmysły wiernych bojących się piekła. Podobnie jak te wszelkie żabiaki i kuraki. Jest tu też i diabeł - mędrzec „od szkiełka i oka”, który pociąga za wszystkie sznurki. Ha, na jednej z plansz pojawia się woodringowa wersja „Dziewczyny z perłą” Johannesa Veermera! Nad całością zaś unosi się duch surrealizmu.
Autor bawi się z czytelnikiem podsuwając mu również elementy orientalnych światów. Dom Franka wygląda jak bliskowschodni grobowiec. Wpleciona w którąś z „podróży” jaskinia zmarłych z kolei kojarzy się z miejscami pochówku choćby Indian z Ameryki Południowej! A to nie koniec nawiązań i inspiracji. Zbudowane misternie z grubych kresek, plam, pełne detali kadry przecież mają w sobie coś z graficznego kunsztu twórców drzeworytów. Wreszcie wspomnieć trzeba o skojarzeniach z placami kolegów Woodringa „po fachu”. Robert Crumb? Lewis Trondheim (weźmy jego komiks „A.L.I.E.E.N.”)? Dokładnie tak!
„Podróże Franka” mogą wydać się komiksem błahym. Po bliższym poznaniu album ten okazuje się być inteligentną propozycją dla tych, którzy uwielbiają sztukę.
autor recenzji:
Mamoń
16.02.2020, 11:26 |