JAK NIE ZOSTAĆ KALIFEM W MIEJSCE KALIFA
Co prawda najlepsze tomy „Iznoguda”, czyli te, pisane przez René Goscinnego, mamy już za sobą, jednak seria trwa dalej. I nadal pozostaje rzeczą bardzo udaną, atrakcyjną i godną polecenia wszystkim miłośnikom dobrych, satyrycznych komiksów. Oczywiście niezależnie od wieku czytającego.
Iznogud jest wezyrem, ale chciałby zostać kalifem. Żeby tego dokonać musi zatem pozbyć się urzędującego kalifa. Dlatego, w towarzystwie swojego wiernego zausznika, Pali Bebeha, knuje i spiskuje i wynajduje kolejne metody pozbycia się władcy. Czegokolwiek nie próbuje, jedno jest pewne – za każdym razem udowadnia, jak nie zostać kalifem w miejsce kalifa!
Czwarty tom „Iznoguda” to zbiór komiksów dotąd po polsku nieznanych. To jednocześnie także pierwszy album zbierający jedynie komiksy, nad którymi Goscinny już nie pracował. Gdy autor ten zmarł w 1977 roku (choć albumy do jego scenariuszy ukazywały się jeszcze przez kolejne dwa lata, a nawet niewydane wcześniej części pojawiły się w latach 90.), za pisanie fabuł „Iznoguda” wziął się dotychczasowy rysownik serii, Jean Tabary. I robił to potem aż do roku 2008. Nie sam, jak widać po tym tomie, gdzie przez chwilę możemy czytać także prace Buhlera, ale jest to wyjątek potwierdzający regułę.
Ale jakie są te scenariusze Tabary’ego? Bo o rysunki w jego wykonaniu możemy być przecież spokojni. Jak to jest zatem z jego fabułami? Dobrze. Może to nie Goscinny, ale jednak lepiej wychodzą mu te opowieści, niż można by sądzić, o czym przekonaliśmy się już w poprzednim tomie. Teraz te prace najczęściej wypadają jeszcze lepiej, mając swój ewidentny urok i naprawdę warte są poznania. Bardziej nawet niż „Asteriksy” też w pewnym momencie pisane już przez następców Goscinnego. Całość nadal więc bawi i śmieszy, potrafi zaskoczyć świetnymi pomysłami czy trafioną w punkt satyrą, a także nawiązaniami.
Wracając jednocześnie do wspomnianych rysunków, te również są znakomite. Czasem prostsze i mniej dopracowane, najczęściej jednak wyśmienicie wykonane, z doskonałą dbałością o szczegóły, genialną cartoonowością i świetnym kolorem. Z miejsca wpadają w oko, idealnie uzupełniają fabuły i same w sobie są jednym z niedoścignionych wzorów cartoonowego rysunku, którymi nie sposób się nie zachwycić.
W skrócie, nadal warto. „Iznogud” obok „Asteriksa” był największym i najlepszym komiksowym dziełem Goscinnego i nawet po śmierci autora pozostał bardzo udany. Jeśli szukacie dobrego komiksu dla całej rodzinny, inteligentnego i z ambicjami, sięgnijcie koniecznie.
wkp, 23.03.2022, 06:14