W NIESKOŃCZONYM MIEŚCIE
Tomasz Spell wraca z nowym komiksem. Komiksem utrzymanym w tonacji i klimacie ostatnich jego dokonań. A zatem tak dobrze, jak to było w albumie „Przygody Stasia i Złej Nogi”, ale o wiele lepiej, niż we „Wszechksiędze”. Czyli fani autora i lekkiej, prostej fantastyki w kolorowym wydaniu będą zadowoleni.
W nieskończonej pustce zawsze były, są i będą bóstwa. Trzy bóstwa. Tak mówią. Pierwsze z nich w pustce stworzyło ciągnące się w nieskończoność miasto, drugie zapełniło je niezliczonymi istotami nieskończonymi, a trzecie obdarzyło istoty tym, czego im brakowało – skończonością – i od tej chwili rodziły się, umierały i miały zarówno swój początek, jak i koniec. Bóstwa chciały też skończoność przypisać miastu, które ich stworzenia nazwały Zasadą Trójek, jednak najpierw wypróbowały tę ideę na sobie i… zniknęły.
Ale zostało miasto. Miasto niezwykłe, gdzie znaleźć można wszystko. A Rubin i Honor znajdują najczęściej rozczarowanie. Dlatego decydują się wyruszyć gdzieś daleko, zanim to jednak nastąpi Rubin musi zmierzyć się w ostatniej walce i… Pamiętacie „Przygody Stasia i złej nogi”? Były komiksem lekkim, ale wzruszającym, podejmującym trudny temat choroby dziecka. Przepuszczony co prawda przez krzywe zwierciadło fantastyki, ale przez to nie tak zwyczajny. „Wszechksięga” i kolejne podobne projekty już takie nie były. Nie zaskakiwały, a każdy z nich był produktem czysto rzemieślniczym, stricte rozrywkowym, choć tej rozrywki nie zawsze dostawałem tyle ile bym chciał i na takim poziomie, na jaki liczyłem. Czytało się je szybko i czasem przyjemnie, miały swój klimat, niemniej o ich treści zapominałem dość szybko i nie czułem potrzeby wracania.
Dobrze więc, że z „Zasadą Trójek” jest lepiej. Fabuła albumu jest nieskomplikowana, typowa, ale ciekawa, humor całkiem udany, akcja szybka i bynajmniej nienużąca, a postacie wyraziste, choć potraktowane dość schematycznie. Udana jest także szata graficzna, czystsza, kolorowa, prosta, mocno cartoonowa, ale nadal przyjemna dla oka. Typowa dla Spella, typowa dla komiksu dziecięcego, ale przyjemna właśnie. A całość wieńczy dobre wydanie.
Dla kogo to komiks? Jak wspominałem dla fanów autora i takich klimatów. Rzecz skierowana do młodszego czytelnika, chociaż czasem odnoszę wrażenie, że autor chciał wyjść tym albumem poza tego typu ramy, więc może należałoby powiedzieć, że to powieść graficzna dla dużych dzieci także, a może przede wszystkim. Zachwytów nie ma, rozczarowania też, jest za to całkiem niezła zabawa, którą przeczytałem z przyjemnością.
wkp, 16.03.2022, 06:22