RETROSPEKCJA
Albumowo Łukasz Ryłko debiutował w 2007 roku „Śmiercionośnymi”, zbierającymi krótkie jego formy. Wcześniej, właśnie krótkimi, debiutanckimi historiami „Kara” i „Opowieść wigilijna” narobił sporo szumu i zgarnął wyróżnienia, ale tak się złożyło, że w skład wyżej wymienionej antologii weszła tylko jedna z nich. A teraz „Śmiercionośni” powracają jako „Retro”, uzupełnione o drugą historię (i jeszcze dwie nowe) i wypadają naprawdę dobrze. Lepiej niż wydany jakiś czas temu powrót autora do komiksu, „Terra Incognita”.
Co może zrobić chłopiec, któremu śmierć zabrała kanarka? I czy zemsta w takim przypadku jest w ogóle możliwa? Od tego wszystko się zaczyna, a potem? Potem poznajemy losy kobiety, która chce spędzić noc, jakiej jeszcze nie spędziła. Do tego zobaczymy polowanie na mysz, poznamy pewnych porywaczy, a także opowieść o kolejnym zmarłym. A to, oczywiście, między innymi.
Ryłko potraf rysować i na rysowanie przede wszystkim stawia. Dlatego jego komiksy są nieme, ale i dlatego te komiksy właśnie słów nie wymagają. Bo obrazem opowiada naprawdę dobrze, wie jak to robić i co chce osiągnąć i osiąga to w całkiem niezłym stylu. Pozostając jednak przy scenariuszu – a właściwie scenariuszach, w końcu to antologia – to chociaż są one różnorodne, wspólnym mianownikiem staje się tutaj szeroko pojmowana fantastyka. Realizm magiczny? Bajka, makabryczna, ale z pewnym morałem? Przypowieść? A może po prostu zabawa ukochanymi motywami, bo do twórczości innych Ryłko odwołuje się i to całkiem często? Jakkolwiek by nie podchodzić do tego wszystkiego, przyjemna jest to antologia.
I, jak to z antologiami bywa, poziom nie jest równy. Historie tu zebrane są różnorodne na każdym właściwie polu, szybkie w odbiorze, jak to niemy komiks, gdzie czytać możemy właściwie jedynie znaki czy tabliczki wszelkiej maści, określające nam czasem miejsce akcji i tym podobne detale, każda jednak to swoista bajka dla nieco starszych, czasem makabryczna, czasem oniryczna, ale ogólnie rzecz biorąc i tak jest to rzecz łagodna, nieatakująca nas niczym mocnym – przynajmniej ja tak to odczułem – mimo pojawiania się tu i ówdzie mocniejszych treści. Siłą całości są jednak przede wszystkim rysunki. Ryłko serwuje nam naprawdę dobre grafiki, przyjemne dla oka, dopracowane, pełne detali i dużej ilości kresek, nie tylko zacieniających kadry, ale i budujących ciekawy klimat. Momentami przypominało mi to wszystko trochę „Fastnachtspiel” (a i jeszcze trochę kojarzących się dzieł bym mógł wymienić), ale miało swój własny sznyt. Pewnie nie jest to sznyt dla każdego, ale mnie ta szata graficzna kupiła i tyle.
W skrócie, całkiem sympatyczne to „Retro”. Takie na kilka chwil z komiksem w dłoni, spędzonych w dziwnym, onirycznym, ale jednak znajomym świecie. I to chwil przyjemnych.
wkp, 05.10.2022, 06:04