PRZYGODY W NOWYM ŚWIECIE
I takich wznowień nam trzeba. Gościnny to był mistrz w swoim fachu, a choć od czasów, kiedy tworzył minęło już tyle dekad, wciąż nie ma sobie równych. I wciąż jego komiksy są znakomite, świeże, pomysłowe… I bawią. Bawią dzieci, bawią dorosłych, zachwycają i wciąż są rozwijane przez innych twórców. Ale są też i takie utwory, które zostały zakończone i nic nie trzeba do nich dodawać. I „Umpa-pa” to właśnie takie dzieło, XVII wiek. Do Nowego Świata przybywa Hubert de la Puree de Cartofelle i na dzień dobry wpada w tarapaty. Ale wtedy z pomocą przybywa mu Umpa-pa, młody Indianin i tak zaczynają się uch wspólne, szalone przygody! Goscinny historyczne realia uwielbiał chyba tak samo mocno, jak i komediowe. Bo tylko spójrzcie – „Asteriks” traktował o czasach starożytnych, „Lucky Luke” (Goscinny go nie wymyślił, ale to on zmienił tę serię w coś znakomitego, czując ją lepiej, niż jej twórca, Morrris) to była historia o Dzikim Zachodzie, a „Iznogud” zbierał nas w czasy kalifatu. No i jest jeszcze „Umpa-pa”, wczesne dzieło artysty, ukazujące nam życie w Ameryce w XVII wieku, oczywiście, obowiązkowo, przez pryzmat krzywego zwierciadła. Okej, było więcej różnych serii, ale to właśnie nad tymi wyżej wymienionymi scenarzysta spędził najwięcej czasu (38 tomów „Luke’a”, 24 „Asteriksy” i 14 albumów „Iznoguda” – jeszcze tylko nad jedną niehistoryczną serią przysiadł na dłużej, pisząc 15 części cyklu „Signor Spaghetti”). I najlepiej mu one wychodziły.
No i „Umpa-pa” też wyszedł mu świetnie. Wydawany od 1958 do 1962 roku, był pierwszym wspólnym dziełem Goscinnego i Uderzo, czyli twórców, którzy potem dali nam „Luca Juniora” i „Asteriksa”. Więc wczesne to dzieło i to bardzo, jeszcze nie w pełni wykształcone, ale jakże urocze, jakże sympatyczne i zabawne. Mądre też. I już widać wszystko to, czym ten duet zachwycać miał nas później. Dużo przygód, satyra, inteligentem zabawy tematem czy faktami, znajdowanie czegoś nietypowego, a zarazem doskonałe wpasowywanie się w oczekiwania odbiorcy. Tak dużego, jak i małego. Każdy czegoś się tu nauczy, czegoś dowie, coś wyciągnie i bawił będzie znakomicie.
A jak to doskonale jest zilustrowane. Niby trochę prościej niż „Asteriks”, ale i tak Uderzo operuje sporą dozą detali, fajnie zagęszcza kadry i ma jakiś taki urok w tym, co robi. A i klimat też oddać dobrze potrafi. Po prostu wpada to wszystko w oko, także dzięki świetnemu wydaniu. Dobrze, że Egmont porwał się na wydawanie klasyki Goscinnego, bo nawet ta mniej kojarzona, potrafi zachwycić.
wkp, 27.02.2023, 06:12