KOMIKS AUTYSTYCZNY
W Polsce brakowało nam komiksów o autyzmie. Więc teraz mamy, taki podany z pierwszej ręki, bo z perspektywy autorki w spektrum autyzmu się mieszczącej. Nie jest to więc, jak uprzedza nas sama twórczyni, rzecz zrobiona przez psychologa czy psychiatrę, nie jest to przekrój przez różne aspekty, typy i cokolwiek w temacie przyjdzie Wam jeszcze do głowy, a po prostu zapis prywatnych doświadczeń. I całkiem niezłe to dzieło, dla zainteresowanych tematem także po prostu ważne, ale dla mnie, szczególnie od strony graficznej, nie do końca spełnione.
Kasia od zawsze była płaczliwa, dla wielu niedojrzała i w ogóle jakaś dziwna. Dopiero po latach – także latach terapii – okazało się, że może być w spektrum autyzmu. I wtedy wszystko się zmieniło i…
Kasia Mazur, żona Jana Mazura (znacie go choćby z albumów „Tam, gdzie rosły mirabelki” czy „Koniec świata w Makowicach” – gość od rysowania patyczkowych postaci w stylu nagrodzonego właśnie Paszportem Polityki Jacka Świdzińskiego), bierze tu na warsztat temat trudny także ze względu na same możliwości opowiadania o nim. A do tego opowiadania wybiera najprostszą drogę – bierze kilka aspektów swojego życia i przez ich pryzmat omawia wszystko, od diagnozy, przez seks, na używkach skończywszy. A wszystko to robi przede wszystkim z prezerwy emocji, podbudowując całość wspomnieniami traktowania przez innych i własnymi wątpliwościami.
No i fabuły jako takiej do końca tu nie ma. To epizody z jej życia, różne kwestie, sprawy no i w zasadzie tyle. Kasia zrzuca maski i próbuje opowiedzieć o tym wszystkim, jak umie najlepiej, robi to w sposób lekki i prosty, z humorem i nonszalancją. Czasem mam wrażenie, że to sposób dość powierzchowny, choć szczerość też się czuje. Na pewno jest to forma autoterapii, przelania na papier tego, co w niej tkwi i co przelać potrzebuje, katharsis, ale też i sposób zwrócenia uwagi na problem i traktowanie. Jest tu trochę żalu, jest chęć wykrzyczenia tego i owego za pomocą całkiem sporej ilości dialogów. I czasem czuje się niewprawność tego wszystkiego, ale sam zamysł doceniam.
A co z wykonaniem szczególnie graficznym? W końcu to komiks, a to ważna sprawa. No i tu nie jestem przekonany. Kreska coś, jak wczesny Marek Lachowicz, ale bardziej uproszczona, bo tła zniknęły z komiksu zupełnie (a same pociągnięcia tuszem delikatniejsze są), uzupełniona o kilka barw, które równoważą nieco biel na stronach, mnie nie do końca kupiła. Nie będę oszukiwał – w oko mi to nie wpadło i tyle. Czy pasuje do treści, też w sumie nie wiem. Jakoś prawie na rysunki nie zwracałem uwagi, nie przykuły mojego wzroku i raczej prześlizgiwałem się po nich. Bywa.
Ale sam komiks dość ciekawy i ważny. Nie do końca spełniony, zdarza się, ale komu temat nie jest obojętny, może sięgnąć. Choć myślę, że gdyby zilustrował to Janek, pewnie zrobiłoby większe wrażenie.
wkp, 27.01.2024, 06:41