MYSZ, KACZKA, PIES I WYSPA
Alexis Nesme, ten sam autor, który genialnie zilustrował album „Horrifikland: Przerażająca przygoda Myszki Miki” powraca z nowym komiksem. Tym razem nie tylko wyśmienicie go ilustruje, co widać już po samej okładce, ale też i zabrał się za napisanie scenariusza. No i ten scenariusz dobrze mu wyszedł, fajnie, w typowym klimacie i stylistyce tej serii – ale to seria niezależnych od siebie albumów, połączonych jedynie występującymi w nich postaciami – i nawet jeśli nie jest to dzieło wybitne, ot typowe dość właściwie można by rzec, ta szata graficzna sprawia, że chce się je poznać i potrafi nią zachwycić nie raz i nie dwa.
Miki, Donald, Goofy. Znacie ich. Zajmują się różnymi rzeczami, a teraz znów zostają detektywami i rzucają się w wir przygód, kiedy zlecone im zostaje odnalezienie zaginionego archeologa-amatora. Ten wyruszył odkrywać to, co nieodkryte i badać, co niezbadane na morzu południowym i ślad po nim zaginął. Dlatego nasi bohaterowie ruszają z akcją ratunkową, nie wiedzą jeszcze co na nich czeka na tytułowej wyspie…
Kiedyś już o tym pisałem, ale mój pierwszy kontakt z disnejowskimi kaczkami i myszami – przynajmniej, jeśli chodzi o komiksy, bo animacje oglądałem dużo wcześniej – nastąpił, kiedy miałem pięć czy sześć lat. To wtedy w moje ręce wpadł jeden z numerów magazynu „Mickey Mouse”, a wkrótce potem zacząłem w miarę regularnie kupować „Kaczora Donalda”. Pokochałem ten magazyn i kolekcjonowałem go długie lata po tym, jak stałem się już dorosły. Historie, które jednak zawsze najbardziej mnie fascynowały – i w nim, i w „Gigantach”, i we wszelkich wydaniach specjalnych także – obok prac Barksa, Rosy i epickich opowieść w stylu millenijnej przygody z kulami, były historiami albo świątecznymi, albo podszytymi grozą.
No i dlatego tak mi podszedł swego czasu „Horrifikland”, który zachwycał klimatem i wykonaniem od strony graficznej. A to dzięki znakomitym ilustracjom Alexisa Nesme’a. No i tak samo zachwyca mnie też niniejszy komiks, operujący stylem odpowiednio cartoonowym, momentami barwnie klasycznym, jak na opowieść dla dzieci i to uniwersum, ale zarazem szczegółowym, bardzo dopracowanym i klimatycznym. Część albumu jest uroczo sielska, zwyczajna i barwna, część mroczniejsza i nastrojowa, a każda z nich jest po prostu zachwycająca. Każdy kadr, każda strona, każdy detal… No pięknie to wypada. Fabularnie jest prosto, typowo, ale ta treść pozwala autorowi pokazać dokładnie to, co lubi, co chce o co najlepiej mu wychodzi, a poza tym oferuje dobrą, niegłupią zabawę dla czytelników w każdym wieku. Album wieńczy naprawdę świetne wydanie w twardej oprawie i na dobrym papierze, a wszystko to razem wzięte daje nam naprawdę udany komiks familijny. Czy trzeba dodawać coś więcej?
wkp, 20.03.2024, 15:48