NIE TYLKO ZUPA CAMPBELL’S
Nie pomnę, który to już rok mówimy sobie w domu, że czas odwiedzić Medzilaborce oraz pobliską wieś Miková. W tym roku oczywiście znów się nie udaje wcielić tego planu w życie :) Udaje za to znów zetknąć z Andym Warholem za sprawą komiksu „Andy”.
A Warhol obecny jest w naszych familijnych, wakacyjnych wyjazdach regularnie. Czy to w monachijskiej Pinakotece Czasów Współczesnych, czy to na wystawie we włoskim Trieście, prezentowanej w portowych magazynach. Czy też na ekspozycji, jaka pojawiła się kilka lat temu w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki. Nic więc dziwnego, że te Medzilaborce i Miková też siedzą nam w głowie. I w końcu na pewno się uda i tam – na wschodnie krańce Słowacji - dojechać, by zobaczyć miejsca, które jakoś kształtowały Andy’ego. Choć sam pojawił się na świecie już jako dziecko emigrantów w Stanach Zjednoczonych.
Od Mikovej zaczyna się zresztą też „Andy”. Potężny komiks, jaki zrealizował Typex (właściwie: Raymond Koot), a na polski rynek wypuścił pan Timof ze swoimi cichymi wspólnikami. Komiks z dizajnem pudełka po proszku do prania. Z tą charakterystyczną klapką do oderwania, by zawartość łatwiej było wsypywać do zasobnika w automacie. To oczywiste nawiązanie do dizajnerstwa Warhola – przecież miał na swym koncie i puszki do zup Campbell's i opakowania po płatkach śniadaniowych. Dlaczego więc Typex nie miałby zaproponować komiksoproszku „Andy” do prania w temperaturze 40 stopni Celsjusza, prasowania żelazkiem ustawionym "na trójkę" w pudełku o zawartości ważącej 1,58 kilograma?
Wewnątrz zaś proponuje dziesięć rozdziałów z życia Warhola. Od małego chłopaczka z Pittsburga po dojrzałego artystę. Od dziecka imigrantów znanego jako Andrew Warhola do świadomego twórcy, którego świat ceni pod nazwiskiem, z którego po drodze – zupełnym przypadkiem – odpadło drugie „a”. Typex nie ugrzecznia Warhola. Nie robi z niego bohatera, którego trzeba lubić. Pokazuje gościa, który eksperymentował na wielu płaszczyznach od malarstwa, technik drukarskich, muzyki i filmu po substancje rozszerzające świadomość, kontakty międzyludzkie czy – szerzej – własne życie. Dzięki temu stał się postacią charakterystyczną, rozpoznawalną. Stał się królem Popartu. Kolesiem, przez którego życie przewinęła się masa – jak by to dziś określiły media lajfstajlowe – celebrytów. Jak Nico, Lou Reed, Frank Zappa, Jim Morrison, Jimi Hendrix, Salvador Dali, Michael Jackson czy David Bowie.
Ale Typex pokazuje też drugą twarz Warhola. Osoby samotnej, zagubionej, zahukanej, wędrującej ze swym jamnikiem. Przywdziewającej maski. Pokazuje rozkapryszonego, dorosłego dzieciaka, jaki siedział w nim do końca żywota. Dzieciaka, który przez lata mieszkał przecież z… matką. Ale też dzieciaka, który marzy, by z syna emigrantów z zapadłej wioski w środkowo-wschodniej Europie stać się kimś, kogo pokocha Ameryka. Przynajmniej po to, by zbijać kasę…
Tak, jak w swoich pracach eksperymentował Warhol, eksperymentuje też i Typex. Pozwala sobie na „powielanie” technik z jakich korzystał jego bohater – a więc np. sita. Przez to część plansz ma rastry. Część wyraziste kolory. Inne rozdziały są monochromatyczne. Zaskakuje za to fakt, że wcale nie widzimy na planszach tak wielu dzieł Warhola, jak mogłoby się wydawać. Typex woli grać Andym, a nie jego dokonaniami. Odrębną grupą są jedynie okładki poszczególnych epizodów składających się na życie Warhola. Wykorzystują motywy z jego prac, ale też rusińskie.
„Andy” to potężna, licząca ponad 560 stron „cegła”. „Cegła” kolejna w ofercie Timofa. Ale też „cegła” uzupełniająca malarsko-artystyczną grupę komiksów tego wydawcy – by wspomnieć wydane już wcześniej albumy, których bohaterami byli Hieronim Bosch (KLIK), Vincent Van Gogh (KLIK), Edvard Munch (KLIK) czy Pablo Picasso (KLIK). Ja po takie wersje chętnie sięgam. Dlatego „Andy” bardzo mnie cieszy.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
04.08.2022, 22:31 |